Chwała tobie, wielki boże! Przybyłam do ciebie, aby oglądać piękność twoją. Znam ciebie, znam imiona bogów, którzy są z tobą w tej Szerokiej Sali Obu Prawd.
Nie grzeszyłam przeciw ludziom, nie szkodziłam poddanym, nie czyniłam nieprawności, nie znałam zła, nie popełniałam grzechów.
Nie stałam się przyczyną głodu, nie stałam się przyczyną płaczu nie zabijałam sama ani nie kazałam zabijać, nie zadawałam cierpienia nikomu, nie odjęłam mleka os ust niemowlęcia.
Jestem czysta, jestem czysta, jestem czysta, jestem czysta.
W głowie rozbrzmiewały mi słowa księgi umarłych. Czy ja, nieśmiertelna bogini, właśnie umarłam? Ozyrys, Izyda, Anubis, Horus, Tot, Maat, Apofis, i cała reszta. Oni tez nie żyją? Obcisła suknia, stała się wiezieniem. Chcę krzyczeć, lecz moje usta wypełnia piasek. Co się ze mną dzieje? Nie mogłam umrzeć. Gdzie są zaświaty? Czemu tkwię w tej czarnej próżni? Czuję się jakbym spadała w bezdenną przepaść. Tak tu pusto. Ile już lecę. Czy kiedykolwiek znajdę odpowiedź na te pytania?
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Słaby impul mocy, kolejny i większy. W tej czarnej próżni widzę małe światełko. Próbowałam go dosięgnąc. Wkrótce całe mnie otoczyło. Stęchłe powietrze wypełniło moje płuca. Lekko otworzyłam oczy, otaczała mnie nieprzenikniona ciemność.Czułam materiał którym musiałam zostać owinięta. Nie będę więcej bezczynnie leżeć. Zaczęłam się szarpać. Wysunęłam moje ostre paznokcie i przecięłam len. Poczułam zimny piasek. Zaczęłam się odkopywać. Wyostrzyłam wzrok i przejrzałam ciemność. Leżałam na dużym łożu. Komnata w której się znajdowałam, była całkowicie pusta. Leżało tam tylko kilka artefaktów, Cała podłoga była pokryta gruba warstwą piachu. Jestem w grobowcu. Tak być nie może, użyłam mocy i teleportowałam się do miasta.
To co tam zobaczyłam przekroczyło wszelkie oczekiwania. Musiałam bardzo długo leżeć. Spróbowałam to wszystko pojąć. Gdy tak siedziałam na dachu budynku zrozumiałam. Muszę nauczyć się wiele o współczesności. Ale jest na to szybszy sposób. Zeszłam na ulicę, wyszukałam ludzi którzy wyglądali na inteligentnych. Podeszłam do wysokiego mężczyzny w czarnym stroju i po prostu go pocałowałam, odeszłam zanim zorientował się co zrobiłam. Odeszłam dość szybko. Prawie się rozpłakałam. Całe nasze imperium upadło, wiele ciężkich lat pracy poszło w piach... przez tych dzikusów. Wiem przynajmniej że są w mieście o nazwie Nowy Jork. Zmieniłam moją suknie w bardziej nowoczesne ubrania, jakie zauważyłam na wystawie sklepu. Otworzyłam portal i przeniosłam się do tego miasta. Wylądowałam w Central Park. Było tu bardzo dużo ludzi, nie wierzyłam własnym oczom. Oni nic się nie zmienili. Te dzikusy chodziły po parku w towarzystwie jakiś innych ludzi. Byli ubrani całkiem normalnie. Przybiegł do mnie bezdomny kot.
-Chcesz zostać moim wojownikiem? Mam Dla ciebie ostatnią misje.-Szepnęłam do ucha, szaremu, staremu kocurowi.
Gdy usłyszałam odpowiedź uśmiechnęłam się lekko. Zmieniłam go w ukryciu w małe dziecko, wyglądał jak duch. Miał tylko kocie uszka i ogon. Wyglądał jak dawne egipskie dziecko, nawet ubrania miał z tamtych czasów. Zaczęłam obserwować. Dziecko podbiegło do Thora i Lokiego. Nawet z takiej odległości było słychać. Maluch się rozpłakał i pytał czemu go zabili, czemu zabili jego mamę, czemu nas zabili? Zanim się otrząsnęli, kocur zniknął. Widziałam jak spoglądali na siebie, wzrokiem pełnym poczucia winy.
Wolałam kiedy Bastet była w starożytności, ale dobra może być śmiesznie. Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń